Tag Archive : ISO

Normy ISO, bo o nich będę tu pisał, to przedmiot wielu kontrowersji: zwolennicy i audytorzy namawiają, reszta zaleca rozwagę.

Czym są Normy

W kontekście norm ISO, słownikowa definicja normy brzmi:

norma ?ustalona, ogólnie przyjęta zasada?

(https://sjp.pwn.pl/szukaj/norma.html)

Normami nazywamy także zbiory zasad. Dla porządku będę używał słowa norma pisanego z małej litery w ogólnym słownikowym znaczeniu (zasada), oraz w formie Norma, pisanego z dużej litery, w rozumieniu tekstu (produktu) komitetu normalizacyjnego.

Generalnie stosowanie Norm jest dobrowolne:

CZY STOSOWANIE NORM JEST OBOWIĄZKOWE?
Nie. Od 1 stycznia 2003 r. nowa Ustawa o normalizacji zniosła obligatoryjność norm i stosowanie Polskich Norm zgodnie z art. 5 ust. 3 ustawy jest już całkowicie dobrowolne.

(https://www.pkn.pl/na-skroty/faq/czy-stosowanie-norm-jest-obowiazkowe)

Tu jednak ważna uwaga: Norma, jako zbiór zasad, to także tak zwana definicja atrybutowa [zotpressInText item=”{5085975:6LD24N2L}”]. Innymi słowy, stosowanie normy nie jest obowiązkowe a dobrowolne, jednak (dobrowolna) deklaracja wdrożenia określonej Normy to już obowiązek zachowania zgodności z nią. Np. dobrowolne nazwanie produkowanego swojego produktu “kabanosem” stanowi obowiązek wytwarzania go zgodnie z normą (PN-A-82024, patrz uzasadnienie https://www.sejm.gov.pl/sejm7.nsf/InterpelacjaTresc.xsp?key=3261FC15). Innymi słowy zgodność z Normą jest dobrowolna ale całkowita albo żadna.

Normy powstają jako wynik prac wielu ekspertów dziedzinowych, stanowią zbiór wskazówek i dobrych praktyk. Jako teksty (ich struktura i zawartość) nie są to jednak publikacje naukowe (te zawierają uzasadnienie, normy nie uzasadniają swojej treści). Normy więc, to zalecenia na mocy autorytetu (dowód z autorytetu). Jest to ich poważana wada, bo forsowane są jako dogmaty (Norma, jej treść jako zalecenie jest dobra, bo tak uważa zespół ekspertów).

Niewątpliwie, jako zebrany dorobek niemałej grupy doświadczonych ludzi, Normy mają ogromną wartość, jednak są aż i tylko eksperckim zaleceniem. Niewątpliwą zaletą norm jest standaryzacja, czyli zapewnienie, że jak się coś “tak nazywa” to “to jest to coś” (patrz pojęcia i ich definicje atrybutowe oraz słownik j. polskiego: standaryzacja ?wprowadzenie jednolitych norm, zwłaszcza w przemyśle?).

Standaryzacja, podobnie jak stosowanie prawa, to przede wszystkim przewidywalność. Użycie nazwy Normy w stosunku do czegoś (coś jest zgodne z Normą, nie należy mówić “spełnia normę”) to stwierdzenie mówiące, że coś spełnia określoną listę warunków. Jak ktoś zadeklaruje, że postępuje zgodnie z określoną Normą to można uznać, że postępuje zgodnie z zawartymi w niej regułami. I tu pojawia się pojęcie “deklaruje”, czyli jest to obietnica. Owszem mamy system certyfikacji, ale certyfikat to “zdjęcie” wykonane w dniu certyfikacji. Dlatego ocena organizacji na podstawie certyfikatu to troszkę tak, jakby umówić się z kimś na randkę w grudniu na podstawie zdjęcia ze stycznia: ryzyko musimy ocenić sami.

Podsumowując, można powiedzieć, że Norma jako treść, jest dokumentem opisującym określony standard postępowania w prowadzonej działalności usługowej, technologicznej, badawczej. Jest dokumentem powszechnie dostępnym. Często mówi się, że Normy opierają się na podstawach naukowych. Uważam jednak, że skoro treść Norm jest dogmatem, to w moich oczach teza o ich naukowości jest nieuprawniona. Uważam, że uczciwie należy poprzestać na tym, że są one oparte na danych sprawdzonych pod względem słuszności technicznej, ekonomicznej i użytkowej. Z zasady Normy powinny uwzględniać aktualny stan wiedzy, czy tak jest zawsze? Norma zostaje przyjęta na zasadzie konsensusu (czyli przez aklamację) i akceptowana jest przez uznane jednostki normalizacyjne. Robi się to jednak kilka lat.

Najważniejsze jest tu to, że ich respektowanie ma charakter dobrowolny.

Czy warto wdrażać normy

To pytanie zadaje mi prawie każdy klient. Odpowiedź, moim zdaniem, nie jest tak prosta jak uważają firmy je wdrażające i audytorskie oraz komitety normalizacyjne (od momentu komercjalizacji Norm, podmioty te – wygłaszając takie opinie – mają tu konflikt interesu).

Normy mają obecnie także charakter marketingowy, tak jak certyfikaty umiejętności: “masz certyfikat więc robisz to dobrze”, rzecz w tym, że to teza podobna do: “masz prawo jazdy więc jeździsz zgodnie z Kodeksem Ruchu Drogowego”. Jak to wygląda na rynku? Takie ogłoszenia nie są rzadkością:

Potrzebujesz certyfikatu dla celów przetargowych lub kontraktowych? Z naszą pomocą uzyskasz certyfikat systemu zarządzania ISO 9001.

(celowo nie podaje źródła by nie promować tej firmy, google pomoże)

Jeżeli jakiś podmiot uzyskuje certyfikat zgodności z jakąś Normą, nie z powodów własnego przekonania do niego, a z powodu samej chęci “posiadania papieru”, to zdobędzie go ale to, czy jako podmiot, (zawsze) spełnia wymagania Normy, pozostaje dużym znakiem zapytania.

Jak już wyżej wspomniałem, certyfikacja to zdjęcie na moment certyfikowania i warto o tym nie zapominać. Czy to znaczy, że podmioty certyfikowane na co dzień nie spełniają tych Norm? Absolutnie nie. To znaczy tylko tyle, że wiedzą jak je spełnić, nie ma jednak gwarancji, że spełniają. Pamiętajmy także, że certyfikacja jest skuteczna tak samo jak zapowiedziana kontrola. I to co tu teraz napisałem nie jest żadną tajemnicą tak jak to, że każdy posiadacz prawa jazdy wie z jaką prędkością ma jeździć, i że nie każdy tego przestrzega (pamiętajmy, że egzamin na prawo jazdy to to samo co audyt zgodności z Normą).

Jak widać nie jest prawdą, że certyfikat przyznany jakiejś firmie cokolwiek gwarantuje. Poniżej dane na temat liczby wydawanych certyfikatów w różnych krajach:

Nie ma żadnej korelacji pomiędzy poziomem gospodarki danego kraju a liczbą wydanych w nim certyfikatów zgodności z Normami. Wartości dla Włoch i USA są chyba dostatecznym dowodem na brak tej korelacji (Chiny na tle liczby mieszkańców i firm, też nie wypadają imponująco).

Na tle tego wszystkiego ciekawą i słuszną moim zdaniem, opinię prezentują pracownicy Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie na swoim portalu:

Ciągły postęp nauki i techniki powoduje, że normy opracowywane przez jednostki normalizacyjne dezaktualizują się lub zaczynają odstawać od wymagań praktyki. mimo iż standardy wprowadzają ład i porządek w gospodarce, nie powinny stanowić ograniczeń dla jej rozwoju.

https://mfiles.pl/pl/index.php/Nowelizacja_norm_ISO_9000

Podsumowanie

Niewątpliwie Normy, jako uporządkowany dorobek wielu ludzi, stanowiący zbiór najlepszych praktyk, co ma ogromną wartość. Jednak bałwochwalcze podejście do nich wyrządziło wiele zła. Widać to było 20 lat temu, gdy pojawiła się “moda” na wdrażanie norm serii ISO9000 (zarządzanie jakością), a następnie kolejne firmy nie przedłużały certyfikacji nie widząc w tym żadnej wartości dla siebie. Po pewnym czasie ustabilizowała się sytuacja: część firm co roku przechodzi audyty i utrzymuje certyfikat, część tego nie robi, co jednak nie oznacza, że są gorsze. Warto też pamiętać, że w niektórych sektorach pewne certyfikaty są obowiązkiem (np. farmacja, żywność), ale tylko w niektórych.

Po pierwsze brak certyfikatu nie jest tożsame ze złą oceną. Po drugie zgodność z Normą to zero-jedynkowa ocena: zgodny – niezgodny. Przypominam, że Normy to definicje atrybutowe ustalone zbiorowo. Popatrzmy na sport: rekord świata w biegu na 100m to 10 sek. (dokładnie 9,58 sek.). Załóżmy, że wynik 11 sek. ustalimy jako Normę dla “dobrego sprintera”. Czy wynik 11,1 sek. czyni kogoś złym sprinterem? W świetle Norm, taki wynik mówi: “ten człowiek nie jest dobrym sprinterem” i w myśl tej Normy nie jest nim. Taka klasyfikacja to cecha stosowania definicji atrybutowych, i jest to dobra cecha systemu Norm (podobnie jest ze stosowaniem prawa): nie można być Dobrym Sprinterem “troszkę”. Pozostaje pytanie: czy człowiek z wynikiem >11 sek. jest gorszy? Nie, co najwyżej nie zaklasyfikuje się do składu drużyny olimpijskiej, ale czy musi?

Wiele firm ma w swojej strategii utrzymywanie wysokiej jakości, bezpieczeństwa itp.. Robi to jednak adekwatnie do swojej sytuacji i warunków. Korzystanie z Norm, jako zbioru najlepszych praktyk, jest bardzo dobrym pomysłem, podobnie jednak dobrym pomysłem jest pragmatyczna decyzja czy, w danej sytuacji, konieczne jest spełnienie wszystkich warunków danej Normy, czy może świadomie zrezygnujemy z jakiegoś “obowiązku”, bo może on nie mieć wartości w określonym produkcie, usłudze, czy w ogóle w firmie.

Np. zamki do drzwi maja kategorie bezpieczeństwa A, B i C (C najwyższa). Załóżmy, że mamy Normę opisującą warunki nadania certyfikatu “Bezpieczne mieszkanie”, wśród wielu ważnych i wartościowych zaleceń jest zastosowanie zamka kategorii C. Czy świadome zastosowanie zamka kategorii B (bo np. nie mamy w domu złota i diamentów) czyni to mieszkanie “niebezpiecznym”? Nie! To powoduje TYLKO to, że to mieszkanie nie spełnia TEJ Normy. No to jest bezpieczne czy nie? W warunkach świadomie (raport z audytu) określonych przez lokatora jest “wystraczająco bezpieczne”.

W tym miejscu moja sugestia:

  1. przeprowadzić analizę procesów biznesowych organizacji,
  2. na jej podstawie przeprowadzić jej ewentualną optymalizację,
  3. zlecić audyt zgodności z wybraną Normą dziedzinową,
  4. na podstawie wyników (raport z audytu):
    1. zapoznać się z zasadami/warunkami, których organizacja nie spełnia,
    2. dla każdego z nich wykonać analizę ryzyka jakie stwarza on dla organizacji,
    3. podjąć decyzję czy podjąć działania by spełnić określony warunek,
  5. po tych działach albo kwalifikujemy się na certyfikat albo nie, ale brak certyfikatu to świadoma decyzja.

Powyższe robię prawie u każdego klienta, który zleca mi analizę i modelowanie procesów biznesowych organizacji. Niejeden pragmatycznie decyduje, że uzyskany poziom jest wystarczający dla jego strategii. To, że nie dostał certyfikatu nie znaczy, że coś robi źle, to znaczy, że nie spełnia danej Normy, tak samo jak można być wystarczająco szybkim w swoim segmencie rynku, i nie być olimpijczykiem. Pamiętajmy, że kolejne wymagania to koszty, które powinny być adekwatne do uzyskanych korzyści. Stawianie sobie wymagań wyższych niż to konieczne jest złym pomysłem (wręcz rozrzutnością).

Zgodność z określoną Normą może być dla klientów zarówno zaletą jak i wadą organizacji, warto o tym pomyśleć.

Żródła

[zotpressInTextBib style=”apa” sortby=”author” sort=”ASC”]

Wprowadzenie

Jednym z  zabójców projektów związanych z modelowaniem procesów biznesowych, jest ich nadmierna szczegółowość. Ktoś może powiedzieć, że “o te szczegóły właśnie chodzi”. Jeżeli tak mówi, to nie rozumie czym jest model procesów biznesowych, bo taki model to nie miejsce na takie szczegóły w analizie. Jeżeli jednak przeforsowana zostanie w projekcie teza mówiąca, że “modele procesów mają zawierać wszystkie szczegóły”, otrzymujemy sterty nieczytelnych diagramów, nie poddających się jakiejkolwiek dalszej obróbce.

W artykule Poziomy modelowania… opisałem hierarchię szczegółowości modeli procesów. Tu skupiłem się na walce z nadmiarem szczegółów na nich.

 

Diabeł tkwi w szczegółach

To częsty argument za tym, by te szczegóły umieszczać na diagramach. Czym są te szczegóły?

proceduraWIKI

Pojęcie procedury. W popularnym polskim WIKI nie ma niestety rozwiniętej definicji pojęcia procedura (stan na 24.09.2013).

Pozostaje mi więc przyjąć definicję ze sł. j. polskiego PWN jako bazę do dalszych dywagacji (ważna uwaga: słownik pojęć w dokumentacji projektowej pisanej po polsku, nie może być niezgodny ze słownikiem języka polskiego, może być co najwyżej uszczegółowieniem):

Procedura: 1. określone reguły postępowania w jakiejś sprawie, zwykle o charakterze urzędowym lub prawnym, 2. w językach programowania: wydzielony fragment algorytmu.

ISO_procedure

Ważne jest tu to, że procedura to generalnie określone reguły postępowania (przypominam, że regułą postępowania jest także lista czynności i sama kolejność ich wykonania). Wskazówką by tę definicję doprecyzować jest także nawiązanie (2. znaczenie) to programowania: wydzielony fragment algorytmu.  Powyższe pozwala uznać, że konkretna procedura to postępowanie w jednej sprawie (jednym celu). Czy postępowanie w sprawie (albo wydzielony fragment algorytmu) da oczekiwany rezultat jeżeli je przerwiemy? Nie. Tak więc definicja procedury, która się tu sama wręcz narzuca (i taką przyjmuję w projektach) brzmi:

procedura – ciąg czynności (kroków postępowania), którego przerwanie prowadzi do utraty celowości wykonywania tych czynności

Popatrzmy też jak procedurę definiuję norma technologiczna ISO9000:

procedura: określony sposób realizacji działań lub procesów

Definicja ta nie koliduje z moją, ma jednak pewną wadę: nie precyzuje poziomu abstrakcji (lub szczegółowości). Innymi słowy, czy obsługa zamówienia opisana jako “zarejestrowanie dokumentu zamówienia, wystawienie listu przewozowego wg. wzoru i zgodnie z treścią zamówienia oraz wystawienie faktury sprzedaży” to procedura czy sekwencja procesów mających dopiero swoje procedury (np. jak przebiega rejestracja Zamówienia)? Moja definicja jawnie wskazuje, że procedura opisuje najniższy poziom szczegółowości: atomowych procesów biznesowych. tak więc mamy to łańcuch procesów i wymagany brakujący opis procedury “rejestracji Zamówienia”. 

 

Model procesów  biznesowych

Czy przypadkiem nie dzielę włosa na czworo? Moim zdaniem nie. Dzięki powyższemu możliwe jest zapanowanie nad szczegółowością projektu analizy procesów biznesowych. Mając definicję pojęć proces biznesowy, podproces (dekompozycja procesu) oraz procedura mam doskonałe narzędzie do kwalifikowania elementów wiedzy o tym “co się dzieje” jako procesy, pod-procesy czy własnie procedury.

Zwróćmy uwagę, proces biznesowy najwyższego poziomu to tak zwany proces end-to-end. Jego dekompozycja (kolejne dekompozycje) doprowadzą nas do elementarnych (atomowych) procesów biznesowych. Atomowy proces biznesowy jest dokumentowany (to jak przebiega) jako procedura. Procedury, z reguły, nie są już diagramami a wypunktowanymi listami, “receptami” działania. Wszystkie szczegóły wykonywanych czynności są zawarte, nie na diagramie procesu, a właśnie w treści procedury (tu polecam artykuł: Co to jest proces biznesowy).

Mając więc powyższą definicję procedury, łatwiej nam teraz jest zakwalifikować informację to tym, że należy zeskanować przychodzący dokument, jako element (krok) procedury a nie jako proces biznesowy. Samo skanowanie, bez następujących po nim dalszych kroków postępowania z dokumentem, do niczego nie służy, więc nie może być (w myśl powyższych definicji) procesem biznesowym. Jest zapisem w treści procedury opisującej sposób realizacji procesu przyjęcia dokumentu.

Bez tej formalizacji (ścisłe stosowanie zdefiniowanych pojęć, także tych z użytej notacji) próby modelowania procesów prowadzą najczęściej do powstawania monstrualnych ilości nieczytelnych diagramów (widywałem dokumentacje, gdzie było dla jednej firmy powstałe blisko tysiąc stron! Masakra).  To kompletnie nieprzydatne dokumenty.

Co jeszcze nam daje stosowanie powyższych definicji? Możliwość jednoznacznego “przejścia” (śladowanie) z modeli procesów biznesowych na modele przypadków użycia bo atomowy proces, zakwalifikowany do zakresu projektu jako wymagana usługa oprogramowania, to przypadek użycia nowego oprogramowania, zaś procedura tego procesu to nic innego jak scenariusz tego przypadku użycia lub jak ktoś woli: user story. Z innej strony: jeżeli mamy wdrożoną procesową normę np. ISO9000, to modelując procesy biznesowe i “podpinając” do nich procedury z księgi jakości, szybko się przekonamy, czy nasze ISO to nie jest przypadkiem fikcją.

Rozmowa z Wiesławem Bełzem, twórcą cyklu konferencyjnego ISO Poland, który w latach 2006-2011, na osiemnastu konferencjach i kongresach, zgromadził ponad 6000  polskich menedżerów jakości.

Pyt.: Mamy rok 2011. Zarządzanie jakością w Polsce potransformacyjnej ma już 20 letnią historię. Co jest dziś największą potrzebą tego ruchu?

Odp.: Lata dwutysięczne to w sferze zarządzania jakością nowa epoka. Dlaczego? W roku 2000 pojawiło się przełomowe, ?procesowe? uaktualnienie normy ISO 9001. Drugim czynnikiem był niezwykły wzrost ilości wdrożeń. Mamy ich dzisiaj około dziesięciu tysięcy. W porównaniu z poprzednią epoką to wielokrotny wzrost! Wiązać go należy z wejściem Polski do Unii Europejskiej, a wraz z tym mnogością konkursów i przetargów. Premiowano posiadanie certyfikatu. To zmobilizowała menedżerów do zainteresowania się tematyką jakości.

Jak można ocenić poziom dzisiejszych wdrożeń?

Uważam, że jest on generalnie wysoki. Większość dobrych firm w Polsce posiada (certyfikowany lub nie) system zarządzania jakością. Czasem się słyszy, że powinno być ich jeszcze więcej. Sądzę, że nasze 10 tysięcy certyfikowanych wdrożeń to bardzo przyzwoity wynik. Pozwala odróżnić dobrze zarządzane, nowoczesne jednostki, od ?swojackich?, działających wg zdroworozsądkowych zasad sprzed kilkudziesięciu lat. Aby ISO było wyróżnikiem, tak jak w każdej dziedzinie musi tu istnieć grupa  prymusów, przeciętniaków i przysłowiowy ?szary ogon?.

Co w taki razie zostało jeszcze do zrobienia?

Liczba nowych wdrożeń od dłuższego czasu nie rośnie. Jednak wiele wdrożonych kiedyś, ?na chybcika? systemów dzisiaj krzepnie i dojrzewa. Rozwiązania organizacyjne zastosowane kiedyś ?na wyrost? są doskonalone. ISO zapuszcza korzenie w takim sensie, że jest lepiej rozumiane, zarówno przez szeregowych pracowników, jak i menedżerów. Można by rzec, że ISO weszło dziś na dobre do krwiobiegu gospodarki.

W tym roku organizujecie Państwo kolejny kongres ISO-Poland. Co nowego  przygotowujecie? Jakie nowe idee chcecie tym razem propagować?

To już czwarty kongres. Łącznie z innymi konferencjami na przestrzeni ostatnich pięciu lat zorganizowaliśmy kilkanaście imprez popularyzujących ideę ISO. Ich uczestników można zaliczyć do reprezentatywnego grona polskich menadżerów jakości, to w sumie ponad 6 tysięcy osób! W pierwszych latach prowadziliśmy coś co można by nazwać podstawową agitacją dotyczącą ISO. Udowadnialiśmy, że to dobre rozwiązanie, że warto się zaangażować w jego wdrożenie. Ten etap już za nami. Musimy iść dalej i odnieść się do problemów bardziej zaawansowanych. De facto są to wszystkie problemy zarządzania przedsiębiorstwem. Takich wątków jest wiele. Oczywiście nie jesteśmy w stanie zrobić imprezy, która by mówiła dogłębnie o wszystkim. Staramy się jednak wyłuskiwać tematy najbardziej interesujące i potrzebne. Dodajmy, że konferencje, kongresy, służą przede wszystkim inspirowaniu, przekazywaniu  impulsów do myślenia, poszukiwania, dalszego rozwoju. Wychodząc z tego założenia, staramy się żeby uczestnicy wyjeżdżali naładowani nowymi pomysłami i ideami. Aby mieli później ?power? do ich realizacji w swoich przedsiębiorstwach i organizacjach.

Katowice, marzec 2011

Wywiad przeprowadziła Danuta Zając

 

 

Państwa do udziału w jubileuszowej konferencji ISO Silesia 2010.

* Jakość ? Efektywność – Bezpieczeństwo *

www.ISO.Silesia.pl Katowice,.14 grudnia.2010

Sponsor Główny Konferencji: UDT-CERT

telefon biura konferencji: (32) 733-42-78; infolinia: 0-888-425-079

Gościem specjalnym konferencji będzie Andrzej Jacek Blikle! Autor publikacji pn. ?Doktryna Jakości?, autor koncepcji zarządczych, autorytet ISO

Tematyka konferencji:

  • Czynnik efektywności w systemach zarządzania jakością.
  • Jaki niewykorzystywany potencjał tkwi w systemach zarządzania jakością?
  • ISO a informatyka.
  • Czy doktryna jakości jest także doktryną efektywności…?
  • Jak pogodzić jakość z efektywnością… i bezpieczeństwem!
  • Zarządzanie Ryzykiem Zrównoważonego Rozwoju!
  • Co daje oprogramowanie wspierające pracę pełnomocnika?
  • Zarządzanie jakością własnego życia?

Ważne informacje organizacyjne:

Czas i miejsce konferencji: 14 grudnia 2010 (wtorek), początek godz. 9.00, Centrum Konferencyjne Jordana 18 (Wydz. Teologii UŚ), Katowice

Opłata konferencyjna – 50 zł + vat. Początkowym warunkiem udziału jest rejestracja, której można dokonać poprzez witrynę www.ISO.Silesia.pl

Konferencja ISO Silesia po raz piąty! Świętuj z nami 5 rocznicę cyklu konferencyjnego!

… dla tych, którzy chcą doskonalić swoje firmy.! .

Sponsorzy: Det Norske Veritas, SGS, Lean-soft

Innowacyjność to przejaw twórczego myślenia zaś prosta pracowitość to tylko dobre rzemiosło. Moim zdaniem na rynku wygrywają odważni twórcy, rzemieślnicy zawsze będą tylko średniakami. Wdrażanie systemów IT po to tylko by coś usprawnić to rzemiosło. Można jednak wdrażać system IT by także podnieść konkurencyjność wnosząc coś nowego do swojej oferty czyli tworząc nową wartość dla klientów na rynku. Jak? Tworząc nowy model biznesowy, w którym system IT będzie elementem tworzącym nową wartość. Innowacyjność moim zdaniem to tworzenie nowych modeli biznesowych a nie produkcja kolejnych rynkowych gadżetów, które według mnie są raczej skutkiem tej innowacyjności a nie nią samą.


“Badania wskazują, iż wdrożenie procesu innowacyjnego jest kluczowym elementem budowania przewagi konkurencyjnej. Skuteczność projektów innowacyjnych zależy jednak od wkomponowania ich w kompleksowy system zarządzania przedsiębiorstwem. Co istotne innowacyjność przestaje być kojarzona wyłącznie z pojęciem wynalazku jako rezultatu tradycyjnego procesu badawczo-rozwojowego (R&D). Znacznie bardziej rozpowszechnione są nowe formy działań innowacyjnych: innowacyjność wartości, innowacja w zarządzaniu oraz innowacja w modelu biznesowym przedsiębiorstwa” – mówi Borys Stokalski, wiceprezes zarządu Infovide-Matrix  (fotografia obok: Prezes Borys Stokalski prezentuje wyniki badań nt. innowacyjności przedsiębiorstw, fot. Jarosław Żeliński)

Zostałem zaproszony na bardzo ciekawe spotkanie jakim było  śniadanie prasowe zorganizowane prze [[Infovide-Matrix]] 30 maja 2007 (za co bardzo firmie dzięuję). Było ono dla mnie ciekawe z dwóch podstawowych powodów: po pierwsze firma jest mi bardzo bliska mentalnie gdyż także jest “wyznawcą” myślenia innowacyjnego w swoich projektach. Drugi powód to fakt, że Pan [[Prezes Borys Stokalski]], którego zawsze słucham z zaciekawieniem, w swoich prezentacjach prezentuje otwarty sposób myślenia nie skażony referencyjnymi modelami (które moim zdaniem na pewno są historią godną analizy ale nie koniecznie materiałem do małpowania).

Uważam, że zakup nawet najlepszych pędzli i najdroższy nawet kurs ich używania z nikogo jeszcze nie uczynił obligatoryjnie nawet średnio dobrego malarza (choć są wyjątki). Dlaczego więc inne zakupy miałaby uczynić z kogokolwiek mistrza? Rozmawiając z niektórymi moimi potencjalnymi klientami mam wrażenie, że niektórzy menedżerowie szukają jakiegoś Świętego Graala biznesu, którego zdobycie da im moc i siłę sprawdzą do osiągnięcia sukcesu  rynkowego. Pojawiają się na rynku takie “atrapy” tych Graali jak systemy ERP, normy jakości, ITIL, zarządzanie procesami biznesowymi i inne.  Historia jednak zna wiele przypadków bankructw posiadaczy systemów ERP mających certyfikat jakości ISO9000. Jeżeli w ogóle istnieje taki rynkowy Święty Graal to jest nim właśnie innowacyjność.

Uważam, że tym co wyróżnia firmy na rynku jest ich inność. Teoria łańcucha wartości na rynku ([[M.E.Porter, Przewaga konkurencyjna]]) jasno wskazuje na dwa źródła przewagi konkurencyjnej firmy: są to wartość wprowadzana na rynek (trzeba być dobrym w swoim fachu) oraz indywidualizm (trzeba robić coś specyficznego). To ostatnie jest efektem innowacyjności firmy, przy czym pierwsze moim zdaniem jest skutkiem drugiego. Dlatego liderzy rynku to innowacyjne firmy a nie tylko pracowite.

Troszkę o chyba złych projektach

W tym miejscu powiem kilka słów o niektórych analizach przedwdrożeniowych. Wiele z nich moim zdaniem prowadzi do klęski zamiast do sukcesu.

Jednym z najczęściej stosowanych sposobów określania wymagań na system jest proces polegający na ankietowaniu pracowników, tworzeniu Przypadków Użycia i na ich podstawie opracowywane są wymagania na nowy system. Co mamy? Opis pracy ludzi w firmie bez pełnego zrozumienia celowości tej pracy i jej wpływu na pozycje rynkową badanej firmy. Są na szczęście opisane w literaturze metody analizy (jakiś czas temu bałem się już, że to ja jestem odszczepieńcem) polegające na zrozumieniu i opisaniu firmy, przypadki użycia są nawet dopiero czwartym krokiem analizy ale nie pierwszym! (np. metoda Catalysis, którą stosuję). Co osiągamy tą metodą? Po pierwsze analiza jest mniej pracochłonna, gdyż początkowo biorą w niej udział tylko wybrane osoby z wyższego kierownictwa. Po drugie wyniki analizy nie są zafałszowane subiektywizmem pracowników niższych szczebli, których naturalnym celem jest zachowanie status quo. Analizę taką dobrze jest poprzedzić analizą rynkową firmy i stworzeniem nawet ogólnej strategii podnoszenia konkurencyjności firmy. W końcu nowy system ma być narzędziem, które ma się zwrócić (gdzie rentowność projektów IT?!). Mając strategię mamy podstawy do określenia priorytetów podczas wdrożenia.

Załóżmy, że z analizy wymagań otrzymamy np. 100 wymagań funkcjonalnych a analiza rentowności pokaże, że projekt będzie rentowny przy budżecie na 76 z nich. Jak tu dokonać wyboru, których wymagań zaniechać? Mając model procesowy firmy, czyli wewnętrzny łańcuch wartości, znając nawet szacowaną wartość wnoszoną  przez każdy proces biznesowy, mamy podstawy do oceny, które procesy wyłączyć z projektu lub ograniczyć ich wsparcie. To jednak wymaga innej analizy, nie za pomocą tylko przypadków użycia. Tu potrzebne jest zrozumienie rynkowego celu firmy: modelu biznesowego. Tego jednak nie uczą na kierunkach informatycznych.

Klienci kupują usługi, nie produkty

Kolejnym wnioskiem z teorii łańcucha wartości jest zrozumienie relacji pomiędzy nabywcą a sprzedającym. Nabywca tak na prawdę nie płaci za produkt tylko za usługę. Zawsze. Nawet kupując pastę do zębów tak na prawdę płacimy właścicielowi sklepu za to, że mamy czym umyć zęby. To właściciel sklepu reklamując się, sytuując sklep w konkretnym miejscy i zaopatrując go, daje nam możliwość nabycia pasty do zębów takiej jaką chcemy (jaka by ona nie była).

Co jest dla nas cenne w takim sklepie? Tu wymagana jest analiza bo poza samą pastą wartość dla nas ma (prawdopodobnie): możliwość wyboru spośród różnych past, wiara w rzetelność sklepu, szybka i sprawna obsługa, ceny stosowne do miejsca, jakości i marki towaru, i inne. Analizując taki sklep i wiedząc, że właściciel ma ograniczone środki na informatyzację analiza wymagań powinna moim zdaniem dać np. odpowiedź na pytanie: skupić się na sprawnej obsłudze przy kasie czy na sprawnym zarządzaniu zawartością poszczególnych pólek sklepowych?

Uważam, że obecnie wszystko na rynku jest usługą, nie tylko naprawa butów u szewca ale także ich pierwotny zakup w sklepie z dobra obsługą. Skoro tak, to gdzie jest miejsce na innowacyjność? Wydaje się, że budowanie nowych wartości dla klientów jest tym Graalem. Ale to nie jest przedmiot czy metoda, Graalem jest nowy pomysł a nie ten skopiowany od konkurenta.

Ludzie najbardziej boją sie ryzyka pomyłki. To z tego powodu markowe produkty są droższe (kto z Pańswta idzie do sklepu z przeświadczeniem, że kupi cokolwiek byle najtańsze?). Marki dają wiarę, w to że mniej ryzykujemy i jesteśmy za tę wiarę skłonni dodatkowo zapłacić. Jednak nie zapominajmy, że marka to nie sztuczny wytwór jej właściciela. Marka to efekt budowania tej wiary.

Innowacje

Skąd się biorą fajne pomysły? Nie jest tajemnicą, że najlepsze reklamy powstają w agencjach kreatywnych a nie w działach marketingu firm reklamujących swoje produkty. Przytoczone na początku badanie pokazało, że sukcesy osiągają firmy, które innowacyjność wpisały w swoje strategie. Okazuje się jednak, że proces innowacyjności nie  oznacza zaangażowania tylko własnych zasobów. Na spotkaniu przytoczono przykład, w którym pewna firma produkująca sprzęt sportowy, po kilku miesiącach pracy, wypracowała nowy innowacyjny produkt. Na ten sam pomysł wpadli pracownicy browaru na warsztatach twórczych w ciągu zaledwie kilku godzin. O czym to świadczy? O tym, że innowacyjność to między innymi nieskrępowane nawykami otwarte myślenie. W firmie powinny być wdrożone procesy nakierunkowanie na tworzenie nowych produktów. Jednak nie znaczy to, że muszą to robić pracownicy tej samej firmy. Jak sie okazuje nie raz nawet nie powinni.

Inny sposób? Znalazła go firma Google. Tam proces innowacyjności polega na nieograniczaniu swoich pracowników. Nie ma tam “działu innowacyjności” mającego monopol na pomysły. Innowacyjność jest w Google wpisana w styl pracy pracowników, nie ma zakazu miewania pomysłów, są one setkami realizowane zaś rynek (użytkownicy portalu) dokonują wyboru. Wybór ten jest manifestowany popularnością danego pomysłu (usługi, funkcjonalności).

Model biznesowy jako kluczowe wymaganie na system IT

Model biznesowy jest moim zdaniem tym, co tworzy wartość na rynku. Nie jest żadnym sukcesem sama pasta do zębów. Sukcesem jest zaoferowanie właściwej pasty właściwej osobie, we właściwym miejscu i czasie, po właściwej cenie a to jest właśnie definicja modelu biznesowego (tak zwane [[cztery P w marketingu: Product, Place, Price, Promotion]]). Mistrzostwem innowacji jest zaś samodzielne stwarzanie takich miejsc i potrzeby posiadania tej pasty u klientów!. Nie jest to miejsce na wykłady z marketingu jednak warto tu podkreślić, że tym co tworzy wartość jest właśnie określenie co, gdzie, komu i na jakich warunkach zaoferujemy.

Niezbędnym warunkiem jest też zrozumienie segmentacji rynku. Podstawową wiedzą uzupełniającą skuteczną strategię jest wiedza czego i komu nie oferować! Praktyka pokazuje, że jednym z czynników przewagi konkurencyjnej są zasoby dostosowane do modelu biznesowego, procesów wewnętrznych. Brak dostosowania tych zasobów może być gwoździem do trumny zachłannych menedżerów. Klasycznym przykładem są pewne linie lotnicze, które mając markę i zyski na rynku “drogich” przelotów postanowiły wejść na rynek tanich linii. Niestety zasoby tej firmy były przygotowane do konkurowania na rynku tradycyjnych lotów i firma nie była w stanie konkurować z mającymi inne (tańsze) zasoby firm wyspecjalizowanych w tanich usługach. Poniosła kleskę.

Podobne zjawisko można zaobserwować w przypadku zasobów jakimi są systemy IT. Osobiście nie wierze, że duży system dla “dużego” może przynieść korzyści dużo mniejszej firmie. Raczej ją przytłoczy a benchmarking (inni, duzi mają taki system, jak ja taki będę miał to dołączę do liderów) jest tu według mnie raczej złą praktyką. Byłem świadkiem wdrożenia pewnego znanego systemu adresowanego dla dużych firm w stosunkowo małej firmie. Liczba funkcjonalności i “ekranów” to potwierdzała. Okazało się, że w dużej firmie, gdzie na na jeden “ekran” (rolę) przypadało kilku pracowników system się sprawdzał. Jednak w firmie mniejszej, konieczność korzystania z wielu rozbudowanych i różnych opcji przez jedną osobą pełniąca w firmie wiele ról,  spowodowała, że stał sie gehenną obniżając bardzo wydajność.

Tak więc, model biznesowy, udokumentowane procesy i role powinny być kluczowym wymaganiem jakie stawiać należy systemom IT. Powinny one wspierać model biznesowy i strategię firmy a nie być tylko nowym fajnym i wizerunkowym zasobem. Moim zdaniem wymagania na systemem powinny być oczekiwaniem wsparcia dla modelu biznesowego a nie tylko prostą listą kilku tysięcy funkcjonalności.

Zapraszam do zapoznania się ze streszczeniem raportu z badania wykonanego przez Infovide-Matrix