Month: August 2014

Wakacje sprzyjają filozofii. Tym razem kontynuacja opisanej tu niedawno książki Kotarbińskiego: Kurs logiki. Logika bardzo pomaga w analizie. Prawie trzy lata temu pisałem o Trzech zasadach logiki, jedna z nich  jest kluczem w analizie, to zasada wyłączonego środka. Brzmi ona:

jeżeli p to nie q

Można ją wyrazić prościej słowami: jeżeli coś jest czymś, to nie jest niczym innym.  Czemu jest tak ważna? Zobaczmy najpierw znaczenie słowa analiza (źr. sł. j.polskiego PWN, pominąłem chemiczne, trzecie znaczenie):

analiza 1. ?rozpatrywanie jakiegoś problemu, zjawiska z różnych stron w celu jego zrozumienia lub wyjaśnienia; też: wyjaśnienie lub opis, będące wynikiem takiego rozpatrywania? 2. ?metoda badawcza polegająca na wyodrębnieniu z danej całości jej elementów i badaniu każdego z osobna?

Analizując organizacje, w celu zrozumienia mechanizmu ich działania, tworząc raporty z takich analiz,  jesteśmy analitykiem w pierwszym znaczeniu tego słowa. Słownik cytowany powyżej mówi (pominąłem znaczenia z innych dziedzin):

model ?konstrukcja, schemat lub opis ukazujący działanie, budowę, cechy, zależności jakiegoś zjawiska lub obiektu?

Innymi słowy model to pewne uproszczenie rzeczywistości. Tworząc model analizowanej organizacji, tworzymy (dokumentujemy) opis jej działania. Wygodną metodą opisywania mechanizmu działania np. organizacji, jest jej model w postaci schematu opisującego zależności pomiędzy poszczególnymi jej elementami. Sformalizowane schematy tworzymy z pomocą notacji czyli sformalizowanych graficznych (schematy blokowe) języków opisu. Notacje takie nie raz tu opisywałem, są to stosowane w analizie biznesowej i projektowaniu, między innymi UML, BMM, BPMN, SysML, SBVR.

Do czego nam wspomniana na początku zasada wyłączonego środka? Przypomnę, że analiza to (drugie powyższe znaczenie) metoda badawcza polegająca na wyodrębnieniu z danej całości jej elementów i badaniu każdego z osobna.  Do prowadzenia analizy (wyodrębnianie elementów) stosujemy właśnie zasadę wyłączonego środka: jeżeli jakiś element organizacji jest czymś (i będzie reprezentowany na schemacie z pomocą określonego elementu notacji), to nie jest niczym innym. Otóż w toku analizy biznesowej opisujemy organizację z pomocą skończonej ilości elementów. W przypadku opisu organizacji za pomocą procesów biznesowych (proces biznesowy) sprowadzamy całą wiedzę o niej do prostej definicji procesu biznesowego. Jeżeli uznamy, że proces biznesowy to (w uproszczeniu) aktywność tworząca produkt, to znaczy, że aktywność nie tworząca produktu z zasady (zasada wyłączonego środka) nie jest procesem.  Takie podejście pozwala w toku analizy wykonać poprawny procesowy model organizacji ale też zapanować nad szczegółowością analizy i jej produktów.

Znowu sł. j. polskiego:

wymaganie ?warunek lub zespół warunków, którym ktoś lub coś musi odpowiadać?

Analogicznie więc tworzymy obiektowe modele organizacji (model dziedziny jako wymagana logika działania), modele (specyfikacje) wymagań biznesowych (to czego oczekują interesariusze). Jeżeli wymaganie to cecha rozwiązania decydująca o jego przydatności, to znaczy, że wszystko to (opis), co nie decyduje o tej przydatności (nie jest warunkiem przydatności), nie jest wymaganiem. Podobnie postępujemy modelując rozwiązanie z pomocą tak zwanych przypadków użycia.

Celem tego – opartego na logice – podejścia jest usuwanie nadmiarowości i utrzymywanie zarazem kompletności i niesprzeczności dokumentu (w tym modelu).

 

W toku analiz wymagań często stosowane są metody polegające na wypytywaniu przyszłych użytkowników o wymagania. Jest to kompletnie nieprzydatne. Ludzie w potocznym języku nie stosują rygorystycznie logiki (:)), mają naturalną skłonność do zajmowania się nieistotnymi szczegółami i do pomijania ważnych a oczywistych rzeczy, o czym wiadomo od dawna (Kotarbiński, Logika):

nadmiarowosc

Tak więc analityk, dla czystości analizy, powinien usuwać wszelką nadmiarowość, wprowadzającą zamieszanie, zaciemniającą obraz badanej sytuacji.

Często jednak widzimy, że rozwiązanie samo w sobie jest złożone, jak tu postąpić? Pogodzić się z tym, że nie jesteśmy w stanie rozsądnie opisać zbyt dużej złożoności, więc należy zmienić podejście: uprościć opis systemu do poziomu wystarczającego do naszego celu (wybór rozwiązania) i opisać go, ale nie, znanymi nam (oczekiwanymi) jego cechami (a mogą być ich tysiące), a skupić się na cechach istotnych i chcianych oraz niechcianych:

wymaganie jako cechy niechciane

Np. cały złożony moduł finansowo-księgowy oprogramowania można opisać: “aplikacja nie może być niezgodna z obowiązującym prawem” i ewentualnie dodać jedynie to, jakie operacje planujemy wykonywać. Nie ma tu sensu opisywanie w szczegółach jak będą wykonywane. Inna metodą “walki” ze złożonością jest podział problemu na mniejsze (dekompozycja systemu).

 

Obecne oprogramowanie wspomagające zarządzanie jest bardzo złożone. Tak więc należy bezwzględnie odróżnić projektowanie takiego oprogramowanie (tysiące cech rozbudowanych systemów ERP, implementowanych wiele lat) od opisu potrzebnego rozwiązania, które planujemy kupić na rynku w postaci gotowej aplikacji.

Przeciętny samochód to ok. 10 tys. detali lub więcej. Samych jego cech i elementów, których potencjalnie możemy użyć jest tyle, że instrukcja obsługi samochodu osobowego to co najmniej książka średniej grubości. Mimo to dokonujmy wyboru nowego samochodu na podstawie kilku pożądanych cech i kilku niechcianych (np. między innymi chcemy by miał silnik benzynowy i nie chcemy by zużywał dużo paliwa).

Tak więc analiza, której wyniki mają np. skutecznie pomagać w wyborze nawet złożonych aplikacji, to nie wielkie i szczegółowe opisy, bo i tak mało kto (ktokolwiek?) je czyta. Skuteczne są opisy dość “skąpe”, ale “wystarczająco szczegółowe” by z małym ryzykiem wybrać spełniający wymagania i przydatny produkt. Są to opisy kompletne, niesprzeczne i spójne, ale ich stworzenie wymaga pełnego zrozumienia mechanizmu działania analizowanej organizacji. A zrozumienie to poprawny, przetestowany model (mechanizm) jej funkcjonowania.

Dwa i pół roku temu w artykule Prawo autorskie i wartości niematerialne dokonałem analizy systemowej praw niematerialnych. Dzisiaj kilka słów na temat analizy modeli rynkowych.

Gazeta Prawna opublikowała niedawno artykuł bazujący na badaniach i wnioskach firmy [[PwC]]:

Nawet 7,5 mln Polaków korzysta z nielegalnych treści w internecie – pod tym względem znajdujemy się w absolutnej światowej czołówce. Czy ogólnospołeczne przyzwolenie na piractwo doprowadzi artystów i branżę rozrywkową na skraj bankructwa? A może dystrybutorzy i producenci po części sami ponoszą winę za obecny stan rzeczy? […]

Skoro problem piractwa dotyczy już co piątego Polaka oraz 94 proc. aktywnych internautów, to z pewnością muszą istnieć przyczyny, które powodują dynamiczny wzrost skali tego zjawiska. O ile organizacje antypirackie starają się nas przekonać, że owe przyczyny leżą tylko po stronie samych internautów, o tyle rzeczywistość jest zdecydowanie bardziej złożona. Dlatego też na problem piractwa warto spojrzeć zarówno z perspektywy producentów i dystrybutorów treści, jak również samych użytkowników.

Wnioski autorów raportu:

Czy w walce z piractwem można zwyciężyć? Nie. Tak, jak wiele innych niepożądanych zjawisk społecznych, tak również piractwo zawsze będzie obecne w internetowym krajobrazie. Z pewnością można jednak znacząco zmniejszyć skalę tego zjawiska, a przynajmniej dynamikę jego ekspansji. Autorzy raportu ?Analiza wpływu zjawiska piractwa treści wideo na gospodarkę w Polsce? przedstawiają kilka konkretnych rozwiązań na trzech głównych polach – edukacji użytkowników, działań, uatrakcyjnienia oferty przez dystrybutorów oraz rozwiązań prawnych. (źr. Rzeczpospolita Piratów – po co płacić, skoro można ściągnąć? – GazetaPrawna.pl).

z którymi się niestety kompletnie nie zgadzam.Proponuję przeczytać teraz cały ten artykuł, choć i bez tego dalsza część tego wpisu powinna być dość zrozumiała. PwC przedstawiła wyniki badań statystycznych i sugestie przyczyn prezentowane przez ankietowanych dystrybutorów, innymi słowy zadała wiele pytań i uporządkowała odpowiedzi na nie (nie nazywał bym tego analizą). Znamienne jest także to, że Raport ?Analiza wpływu zjawiska piractwa treści wideo na gospodarkę w Polsce? przygotowany przez PwC przygotowano na zlecenie Stowarzyszenia Dystrybutorów Programów Telewizyjnych “Sygnał”. Nie mam podstaw do oskarżania PwC o stronniczość, ale na pytanie: czy Stowarzyszenie promowało by raport uderzający w ich interesy, sami Państwo musicie sobie odpowiedzieć, ja jestem wyłącznie niezależnym analitykiem 🙂 i na tym się skupię.

Model obecnego rynku praw autorskich

Poniżej diagram obrazujący kluczowe etapy dystrybucji utworów objętych prawem autorskim:

Obecny rynek praw autorskich

Kluczowe wnioski: nielegalny nabywca utworu wybiera kanał dla niego mniej kosztowny. Uznać należy fakt, że hamulce natury etycznej nie funkcjonują, nielegalny nabywca nie ma żadnego poczucia nieuczciwości swojego postępowania (co pokazują cytowane badania).

PwC sugeruje działania na polach “edukacji użytkowników, działań, uatrakcyjnienia oferty przez dystrybutorów oraz rozwiązań prawnych”. Moim zdaniem: edukacja do tej pory nie zadziałała więc dlaczego miała by teraz zadziałać? Uatrakcyjnianie oferty dystrybutorów, jako sposób na ograniczenie piractwa, to wiara w to, że argument “film jest niedostępny w Polsce, dlatego kradnę” jest szczery. Moim zdaniem udostępnienie materiału w Polsce natychmiast zostanie potraktowane drugim argumentem piratów: “nie stać mnie więc kradnę, bo chce obejrzeć”. Natomiast rozwiązania prawne, jeżeli nie będą korespondowały z realiami, będą jeszcze bardziej sztuczne, staną się narzędziem represji, których adresowanie już jest koniunkturalne, co  widać po mniej lub bardziej nieetycznych działaniach, reprezentujących Dystrybutorów,  organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi (np. nieuprawnione naloty na kluby muzyczne, szantażowanie kontrolami, ataki na twórców niebędących członkami tych organizacji, opodatkowanie czystych nośników danych  itp.).

Forsowanie modelu represyjnego (prawo i jego siłowe egzekwowanie) spowoduje przeniesienie znacznych kosztów egzekwowania opłat licencyjnych na Państwo, a powinny one być w 100% ponoszone przez zainteresowanych. Dlaczego? Bo prawo autorskie to sfera prawa cywilnego, gdzie każdy z nas sam pilnuje swoich praw (nie ścigamu to nikogo z urzędu). Dalej, bo cena utworu na rynku jest ceną czysto umowną, koszty produkcji i dystrybucji są relatywnie niskie (wyprodukowanie 1000 egzemplarzy płyty z muzyką to koszt rzędu 3-4 tys. zł), wystarczy porównać ceny detaliczne płyt muzyki poważnej (prawa wielu autorów już wygasły) z cenami najdroższych płyt na półkach tego samego salonu muzycznego.

Całkowita kontrola nad kanałem dystrybucji

Alternatywą jest całkowite przejście na dystrybucję elektroniczną:

Kanał dystrybucji wersji elektronicznych utworów

Możliwą już dziś (i stosowaną) alternatywą jest kanał elektroniczny pokazany wyżej. Ostateczny odbiorca ma dostęp wyłącznie do odsłuchu. Własnoręczne, niskim nakładem pracy i kosztów, wykonanie wysokiej jakości egzemplarza możliwego do powielania poza siecią dystrybucji, jest praktycznie niemożliwe dla większości ludzi. Możliwy jest więc model sprzedaży  bazujący na opłacie za transfer danych. Technicznie możliwe jest bilingowanie (naliczanie opłat) odbiorców za transfer, możliwe jest bilingowanie źródeł danych (twórcy, dystrybutorzy utworów).

Jakie z tego płyną wnioski? Skoro technologia dystrybucji treści w postaci elektronicznej jest dostępna u operatorów sieci i wystarczy jej jedynie użyć, wartość dodana Dystrybutora spada. Łatwość dostępu do Internetu i utrata monopolistycznej pozycji przez obecnych Dystrybutorów spowoduje spadek (urealnienie) cen. Znaczny spadek wartości dodanej Dystrybutora, jako dodatkowego pośrednika w tym łańcuchu dystrybucji, może doprowadzić do znacznego (możliwe, że całkowitego) wyrugowania Dystrybutorów z rynku (jest to dla nich ogromne ryzyko!).
Moim zdaniem walka z piractwem metodą uszczelniania i tak już tonącego, dziurawego jak sito, statku to tylko przedłużanie agonii tego modelu rynkowego (ale podtrzymywanie dużych zysków u Dystrybutorów). W czasach gdy utwory miały postać wyłącznie zmaterializowaną i trudną do powielenia (płyta, kaseta) doskonale sprawdzało się prawo strzegące wartości materialnych. Wartości niematerialne są nadal słabo pojmowane (i tak moim zdaniem pozostanie, pisałem o tym już w 2009 roku w artykule Prawo autorskie czyli model biznesowy …) i próby ich zrównywania z materialnymi pozostaną na papierze.Poniżej model obrazujący te prawa:

Dzieło model pojęciowy

(powyższy diagram pochodzi z artykułu Prawo autorskie i wartości niematerialne – analiza systemowa)

Na pewno ważne jest by ustawodawca nazwał i regulował te prawa, dając autorom podstawę do ochrony ich interesu. w prawie cywilnym, ale nie widzę sensu, by ustawodawca brał na siebie koszty egzekwowania tych praw (np. ściganie z urzędu czy pobierania podatku za czyste nośniki). To powinno być zmartwieniem autorów, zmusi ich to urealnienia modeli biznesowych sprzedaży wiedzy, sztuki, usług o charakterze dzieła. Obecne inicjatywy ustawodawcze, zmierzające do wzrostu restrykcji, postrzegam jako efekty lobbingu firm osiągających bardzo duże, bierne zyski z egzekwowania praw autorskich. Publikowanie takich raportów jak ten tu cytowany, jest w moich oczach takim lobbowaniem.  Jeżeli technologia sprawiła, że pewne modele biznesowe przestały być skuteczne, należy się  z tym pogodzić. Jeżeli większość ludzi nie rozumie istoty praw i wartości niematerialnych, walka z tym jest moim zdaniem syzyfową pracą.  Należy modele biznesowe zweryfikować, uczynić je realnymi w stosowaniu, pomysły na zyski realnymi w egzekwowaniu w warunkach obecnego świata. W przeciwnym wypadku skazujemy się na walkę z prawami fizyki, a ta jest z góry przegrana. Moim zdaniem w walce z piractwem można zwyciężyć: należy zrozumieć warunki jakie tworzy postęp technologiczny i dostosować się. Woda zawsze płynie z góry na dół i omija przeszkody, tak samo rozwija się wolny rynek, próby “zawracania wody kijem” są z góry skazane na niepowodzenie. To o czym pisałem w 2009 roku zaczyna się materializować…

___

Powyższy artykuł to także przykład tego czym różni się proste zebranie i uporządkowanie danych (taką pracę wykonało PwC) od ich analizy i podjęcia próby wyjaśnienia tego co te dane zawierają: stworzenie modelu i ocena na ile wyjaśnia on (model) zebrane dane. PwC poprzestało na zebranych sugestiach samych ankietowanych. Powyżej widać, że zbudowany model mechanizmu dystrybucji wartości niematerialnych nie potwierdza tych sugestii, np. tezy jakoby wzrost restrykcji prawnych prowadził do uzdrowienia sytuacji. Na tym polega wyższość analizy systemowej i modelowania (rozumowanie dedukcyjne) nad prostym wyciąganiem wniosków statystycznych (rozumowanie indukcyjne). Tu zacytuję Galileusza: “Nagromadzenie danych to nie jest jeszcze nauka.”

slownik_filozoficvzny-o_naukachWakacje to czas na spokojniejsze lektury i badania (które zresztą zajmują mi niemało czasu). Swego czasu pisałem o problemach jakie tworzą niejednoznaczne w swej treści dokumenty (usunąć niejednoznaczność). Zawsze powtarzam na szkoleniach, że dokumenty tworzone przez analityka to nie tylko “jego raport”, te dokumenty to “wiedza przekazana” np. developerom, a wcześniej sponsorowi projektu (ma np. potwierdzić zgodność modelu organizacji  z nią samą).  Raporty z analiz to nie tylko modele ale także komunikacja, to nośniki przekazujące wiedzę adresatom tych dokumentów.

Dokumenty, modele, specyfikacje, to nic innego jak przekaz (komunikacja), a ten musi być (dla swej skuteczności) logiczny (dobry raport z analizy jest sam dla siebie dowodem swojej słuszności) i jednoznaczny.

Nauką rozwijającą te cechy i umiejętności jest filozofia, ale nie ta roztrząsająca np. ile diabłów mieści na czubku szpilki, ale ta która stara się “zwalczać nieporozumienia” oraz używać “jasnego języka”.

Po prawej cytat ze słownika filozoficznego, a wam polecam teorię poznania (epistemologia), logikę, modelowanie…

To będzie chyba najkrótszy wpis w tym blogu: jeden akapit i duży cytat (dwie strony książki).

Z racji tego, że nie wyobrażam sobie dobrego analityka nie posługującego się sprawnie logiką (także formalną, bo czymże są notacje jak nie formalnymi systemami pojęciowymi) polecam np. tę książkę.

Tadeusz Kotarbiński. (1963). Kurs logiki dla prawników. Wydawnictwo Naukowe PWN. Ja mam wydanie PWN z 1963 roku ale logika się nie starzeje a autor zacny. Co prawda podtytuł zawiera “dla prawników”, jednak książka nie jest “prawnicza” a o logice. Przypomnę dwa dawne wpisy: Modelowanie procesów biznesowych – dlaczego sens maja tylko metody formalne oraz Analityk biznesowy czyli wyplenić dwuznaczność dokumentów. Przeczytajcie wklejone poniżej wprowadzenie do Logiki, a dowiecie się dlatego wiele specyfikacji wymagań i treść projektów, to dokumenty ryzykowne i nieprzydatne (na końcu link do pdf z tymi stronami):

Kotarbinskki Kurs logiki 2
Kotarbinskki Kurs logiki 1

W ostatnim zdaniu wystarczy zastąpić “prawnika” słowem “analityka”….. i też będzie ok.

Pobierz cytat pdf: Koratbinski Kurs logiki